tag:blogger.com,1999:blog-3422488624333528392024-03-19T11:12:10.253+01:00Wszystko jest już historią Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/08749005550557654007noreply@blogger.comBlogger9125tag:blogger.com,1999:blog-342248862433352839.post-17500961548157850602014-12-29T10:25:00.000+01:002014-12-29T10:27:56.327+01:00Odcinek 8<div style="text-align: center;">
<i> Z perspektywy widza, którego nigdy tam nie było... </i></div>
Podała adres najbliższego hotelu. Nie chciała się narażać na wysokie koszty jazdy taksówką. Trafiła do drewnianego domku w samym środku lasu. Pierwsze nie wierzyła, że to hotel, potem przekonała samą siebie. Zapłaciła, podziękowała i wysiadła. Miły i uczynny pan zaoferował zaniesienie torby z rzeczami wprost do wnętrza posiadłości. Nie protestowała zbyt zmęczona. Gdy tylko zamknęły się drewniane drzwi poczuła przyjemne ciepło. Nic jednak nie wskazywało na prowadzoną działalność. Nie przypuszczała, że jej kierowca nie był taksówkarzem, tylko zupełnie kimś innym. Nie przypuszczała, że trafi do mieszkania sześciu niezaspokojonych seksualnie mężczyzn. Jej płaszcz został brutalnie ściągnięty, podobnie jak czapka i szalik.<br />
Związana i zakneblowana została zamknięta w ciemnym pokoju. Po kilku godzinach do pomieszczenia wszedł jeden z lokatorów. Jego ręce zaczęły powoli krążyć po ciele dziewczyny, a ta była coraz bardziej przerażona. Nie mogła krzyczeć ani próbować się wyrywać. Była bezbronna. Pierwszy raz w życiu czuła, że nie wywinie się z kłopotów... <br />
<br />
Jeździł bez celu mijając ciemne kamieniczki miasta. Nie znalazł jej w mieszkaniu, nie było jej u ciotki. Nie wiedział co robić, gdzie jej szukać. Tak bardzo zależało mu na jej obecności. Była jego przyjaciółką. Tylko?...<br />
<br />
Mężczyzna odpuścił sobie obmacywanie dziewczyny i wyszedł z pokoju, by po chwili wrócić z pięcioma innymi. Jej sweter został zerwany. Coraz bardziej przerażona i sparaliżowana prosiła o cud. Wydawać się by mogło, że jej prośby zostały wysłuchane, gdy do pomieszczenia wpadł facet- wysoki i umięśniony, ubrany cały na czarno z pistoletem zatkniętym przy pasku. Okazał się on jednak siódmym mieszkańcem domku, a zarazem szefem wszystkiego. Dla własnego zadowolenia kazał opuścić innym pokój i sam zajął się dziewczyną. Biorąc przykład z pierwszego zaczął ją obmacywać. Po chwili znudzony postanowił odwiązać szmatę z jej ust. Gdy tylko to poczuła, postanowiła niezwłocznie działać. Poddała się ustom osiłka, by po chwili uwodzicielsko szepnąć o uwolnieniu jej rąk i cudach jakie nimi zdziała. W pierwszym momencie gwałciciel nie był przekonany, widząc jednak jej niegrzeczny uśmiech rozwiązał ostatnie więzy. Dziewczyna wedle swojej obietnicy zaczęła całować zawzięcie osiłka, by znienacka uderzyć w szyje. Miała szczęście trafiając w tętnice. I o to jej chodziło. Mężczyzna gwałtownie osunął się na ziemie. Roztrzęsiona rozglądała się po pomieszczeniu, na jej nieszczęście nie było żadnego okna. Tylko drzwi. Postanowiła posłuchać co się z nimi dzieje, przechodząc po malutkim dywaniku wyczuła coś dziwnego pod jego powierzchnią. Odsuwając materiał zobaczyła właz. Cicho go otwierając uznała, że jest on wejściem do piwnicy pod domem. Nie myśląc wiele zeszła po drewnianych schodkach. Zamknęła drzwiczki uprzednio biorąc je razem z dywanikiem na wierzchu. Zatopiła się w ciemnościach. Stojąc na zamarzniętej ziemi obracała się powoli w kółko. Gdzieś na lewo od schodków dostrzegła szparę i sączące się przez nią światło. Podążyła po woli w jej kierunku. Gdy doszła mniej więcej metr od niej potknęła się o coś betonowego i wpadła na kolejne wypustki. Po chwili zrozumiała, że ma do czynienia ze schodami. Ostrożnie wróciła do pozycji pionowej i postawiła stopę na niewidocznym stopniu. Dotarła do szpary, która wpuszczała światło. Powoli przesunęła dłonią i rozpoznała pod nią drzwi. Zjeżdżając niżej poczuła metalową klamkę. Lekkie szarpnięcie wywołało otwarcie drewnianej wstawki. Tym razem miała odrobinę szczęścia. Uciekała szybko znikając między drzewami.<br />
Zdawała sobie sprawę, że nie ma ciepłych ubrań, a jedynie poszarpaną część tych co jest zimno nawet w ogrzanym domu. Była też zmęczona, a jej stopy zostawiały dość widoczne ślady w śniegu. Zaczynało się już ściemniać. Była całkiem sama i miała wielką nadzieje wybiec na jakąś drogę, albo dotrzeć do domów, zamieszkanych przez przyzwoitych ludzi. Nie chciała zamarznąć ani wracać z powrotem do mężczyzn. Natrafiła na kolejny drewniany dom po jakiś 15 minutach drogi. Nie była pewna co ją tam spotka. Jej ciało nie wytrzymywało jednak warunków pogodowych i musiała szybko się gdzieś schronić. Nie miała już siły. Nie miała już nic do stracenia. Zapukała lekko,a po chwili ujrzała przed sobą starszą kobietę.<br />
-Dobry wieczór, mogę skorzystać z telefonu?- zapytała z wymuszonym uśmiechem.<br />
-Wchodź dziecko i to szybko- zawołała zmartwiona kobieta i wciągnęła ją do środka. Dostała herbatę, koc, kolacje i chwilę rozmowy. Andreas już jechał...<br />
Gdy tylko się dowiedział popędził jak na złamanie karku. Był na miejscu po 5 minutach. Wpadł do chatki jak burza i natychmiast przylgnął do dziewczyny, szepcząc jej jak bardzo się bał.<br />
Poczciwa kobieta opowiedziała o domu publicznym z którego uciekła dziewczyna.<br />
-Przyprowadzają tu niewinne dziewczyny i bałamucą. Powinnaś zgłosić się na policje.<br />
Do mieszkania Andreasa wpadli pół godziny później. On zadowolony, że ma ją w swoich ramionach. Ona zadowolona, że przeżyła. Rodzice chłopaka przetaczali zdziwione spojrzenia po resztkach jej ubrania. Powoli opowiedziała ponurą historię i udała się pod prysznic. Zrozumiała już wcześniej, że nie chce być sama tego wieczora. Założyła sukienkę, którą Andreas kupił jej jeszcze jak była w szpitalu. Miała ją założyć właśnie dzisiaj i to miał być ich wspólny spokojny wigilijny wieczór. Nie był wspólny. Nie był spokojny. Był za to smutny i cichy.<br />
---------------<br />
Bo przyszedł czas na wyjaśnienia...<br />
Dziękuję za komentarze! :)<br />
LiliAnonymoushttp://www.blogger.com/profile/08749005550557654007noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-342248862433352839.post-12923947310476403772014-12-21T20:49:00.001+01:002014-12-21T20:49:53.962+01:00Odcinek 7Po usilnych prośbach mojej mamy Adrianna opuściła wreszcie łazienkę. Jej ciało zostało od razu porwane w objęcia przez moją rodzicielkę. Później zniknęły obie w moim pokoju, zamykając drzwi na klucz. A ja? Dalej stałem niczym słup soli na korytarzu. Ojciec wracający z poranną gazetą najpierw był zszokowany, a później szybko zaciągnął mnie do salonu. Dowiedział się całej prawdy. Mama i tak by mu powiedziała prędzej czy później.<br />
-Andreas, Andreas- pokręcił głową z dezaprobatą.- Mama ma racje. Mógłbyś powstrzymać swoje zapędy.<br />
-Nie mam żadnych zapędów!- zaprzeczyłem gwałtownie, gdy tylko to stwierdzenie opuściło usta ojca. Tylko, że on miał pieprzoną rację! Tak bardzo jej chcę!<br />
-W ogóle synu, w ogóle- znów dezaprobata.- Może powinieneś znaleźć sobie inną dziewczynę? A Adę zostawić w spokoju? Ta dziewczyna doświadcza przez Ciebie samych urazów.<br />
-Może i masz rację. Ale ja chcę móc być jej przyjacielem. Zrozumiałem wszystko i...<br />
-Nie Andreas. Nie rób tego jej kosztem. Chcesz być idealny w jej oczach. Chcesz pokazać jej, że ludzie się zmieniają. Że ty się zmieniłeś. Nie pokażesz jej tego siłą. Myślisz, że dobrym posunięciem było trzymanie jej tu bez jej zgody? Nie wydaje mi się chłopcze.<br />
Zostałem sam. Ojciec wyemigrował do kuchni i od jakiś dwóch godzin się nie pojawił. Tak samo jak Ada i mama. Co z tego, że moi rodzice mają rację. Ja nie odpuszczę. Chwila co... dzwonek do drzwi. Ojciec już je otwiera.<br />
-Dzień Dobry Panu. Przepraszam, że tak w święta, ale mam pilną sprawę do Andreasa- mówi męski głos wprost za ściany.<br />
-Dzień Dobry, proszę wejdź.<br />
<div class="MsoNormal">
Do tego wszystkiego jeszcze on! Nie rozumiem po co Karl tu
przylazł. Niepotrzebnie mówiłem mu o Adzie. Bo jemu się udało. <s>Aktualnie(podobno)</s>
są przyjaciółmi. Tak dokładnie, takimi „Best Friends Forever” . Tak, złości
mnie to! Dlaczego ja nie mogę być takim przyjacielem dla niej?<br />
-Cześć Andi!-rzuca Geiger z przyklejonym uśmiechem. Nie lubię tego uśmiechu.
Nie lubię jak się do mnie mówi „Andi”. Poprawka nie lubię jak On mówi do mnie
„Andi”! <br />
-Hej-przeciągle odpowiadam. Oczywiście też sobie przyklejam „wesoły” uśmiech. Zero
udawania w naszej przyjaźni<s>(?), hmm może odpowiedniejsze będzie naszych
stosunkach.</s> -Coś konkretnego Cię tu
sprowadza?<br />
-Przyszedłem dać Adzie prezent-Karl strzela wzrokiem po pomieszczeniu i zaraz
odwraca się do korytarzyka. Nie znajdziesz jej tam przykro mi chłopczyno! <s>I
dobrze.</s> <br />
-Mówiłeś, że masz do mnie sprawę, a nie do niej- Można przecież opóźniać ich
spotkanie. Można wytykać mu kłamstwo. Tylko kurwa to nic nie da. I tak się
zobaczą. Ona mu wszystko wypapla. Sorry. Zwierzy się. I znów on będzie górą.
Jak ja tego nie cierpię!<br />
-Powiedzmy, że dla łatwiejszego przebrnięcia przez twojego ojca,
skłamałem-lekko z głową uniesioną i miną filozofa opowiada Karl. Następnie
mruży oczy i kieruje spojrzenie wprost na mnie.- Gdzie ona jest?<br />
-W pokoju obok-I tak by się domyślił. Chyba muszę przejść się gdzieś. Inaczej
zwariuje albo dojdzie do rękoczynów. A nie mogę być jeszcze większym potworem
dla Ady. Po prostu nie mogę. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
Z perspektywy Wesołej
Duszy…<o:p></o:p></div>
<br />
<div class="MsoNormal">
Wchodząc po schodach w bloku, zastanawiałem się jak bardzo
moja Adrianna się zmieniła. Moja. Tak bo ona zawsze już będzie moja. Nie
Wellingera, tylko moja. On ją ośmieszył, upokorzył. Niemalże ją zniszczył. To
przez niego stało się to co się stało. Ona mu tego nie wybaczy. Znaczy wybaczy,
bo już to zrobiła, ale nie zapomni. I to daje mi przewagę. Na razie ona jest
zbyt krucha na jakiekolwiek większe relacje, ale kto wie co będzie za pół roku?
Pukając do drzwi Andreasa byłem pełen dobrych chęci. W gruncie rzeczy to go
lubię. W końcu to mój kolega z kadry. Myślę, że on nie jest taki zły za jakiego
można by go brać. Mimo, że zrobił to co zrobił… W końcu każdy zasługuje na
życzliwość i zrozumienie. <br />
Z jego ojcem przeszło lekko. Może jakbym powiedział prawdę też bym wszedł, a
jednak wolałem zataić powód mojej wizyty akurat przed nim. Wparować w święta do
domu kolegi, żeby pogadać z dziewczyną. Nie, to źle wygląda. Andi nie bardzo
był zadowolony z mojej wizyty. Chwilę po tym jak wkroczyłem do pokoju aktualnie
zajmowanego przez Adę, drzwi wejściowe mocno trzasnęły. Andreas więc wyszedł.
Podobnie jak zaraz jego mama. Teraz słysząc słowa wypowiadane przez Adriannę
rozumiem zachowanie Wellingera. Idiota bał się, że przyjdę zrobić z nim
porządek. Przydałoby się zdecydowanie! Co za kretyn! Jak mógł jej to zrobić?!
Po raz kolejny?! Byłem głupi, że pozwoliłem mu ją zabrać ze szpitala. U mnie
byłaby bezpieczna i na pewno z własnej woli!<br />
- Zabrać Cię stąd?- cicho pytam patrząc w jej oczy. Nie mam odwagi narzucić jej
tego. <br />
-Nie- Jej odpowiedz mnie dziwi. Myślałem, że jest wściekła na Andreasa. Że
pragnie być daleko od niego. Jak najdalej!<o:p></o:p><br />
-------------------<br />
Witam!<br />
Z moich planów nic nie wyszło i jestem z tego powodu niezadowolona. Przepraszam, ale chyba będę jedyną wyrodną autorką, która nie komentuje u innych. Przepraszam!<br />
Wesołych świąt! :)<br />
Lili</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/08749005550557654007noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-342248862433352839.post-82463403024266073342014-11-29T19:51:00.001+01:002014-11-29T19:51:54.749+01:00Odcinek 6<div style="text-align: center;">
<i>Dochodząc do głosu <strike>serca-</strike> Błękit Nieba </i></div>
<br />
Ona jest taka bezbronna. Taka niewinna. Taka kochana. Zwłaszcza jak śpi. Ile czasu minęło jak tu przyszedłem? Będzie już chyba pół godziny... Nie mogę odwrócić od niej wzroku. Jej włosy lekko rozłożone na poduszce, jej usta lekko ściągnięte, jej spokojny oddech. To wszystko kształtuje filigranową postać, nie mogę uwierzyć, że właśnie ona wpadła wczoraj w sidła tych idiotów. Moje dłonie zaciskają się samoistnie gdy tylko pomyślę co przeżyła. Nie powinna... Jest dla mnie najważniejsza. Jest moją przyjaciółką i postaram się o to aby znaczyć dla niej tyle samo co ona dla mnie...<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<i>Powracając <strike>do początku historii</strike>- Błękit Oceanu</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i><br /></i></div>
Otwierając oczy widzę jakby przez mgłę pomieszczenie. Zamykam je z powrotem i przewracam się na plecy. Biorę głęboki wdech i wydech. Moje ręce same wędrują za głowę powodując rozruszanie mięśni. Otwieram ponownie oczy i widzę Ciebie. Stoisz oparty o framugę drzwi i patrzysz na mnie z nieodgadnionym wzrokiem. Mam ochotę uciec daleko stąd. Wczorajsze wspomnienia zalewają mój umysł. Do oczu napływają gorzkie łzy. Byłam silna wczoraj. Dzisiaj już nie potrafię. Dlaczego to wszystko mnie spotyka? Wyprostowany odwracasz się i zamykasz drzwi. Podchodzisz bezszelestnie i kładziesz się obok mnie. Moje wątłe ciało bierzesz w objęcia, a łzy ścierasz palcem. Nie potrafię się cieszyć z twoich gestów.<br />
Wracają kolejne wspomnienia. Te jak wyzywałeś mnie na korytarzu. Te jak oszukiwałeś, udawałeś, kłamałeś.. Ile rzeczy negatywnych wysłałeś w moim kierunku? Niezliczone setki. Byłam sama. Tak jak wczoraj. Nie ma w tym teoretycznie twojej winy, a jednak gdybyś mnie wczoraj odwiózł. Gdybyś chociaż raz mnie posłuchał. Nie potrafię jednak przestać Cię kochać. Kolejna szpilka wbija się do mojego serca. Bo ty przecież prowadzisz nas do przyjaźni. Nagle do pokoju wpada twoja mama. Jedyna osoba, która ostro potraktowała twoje zachowanie. Nie byłoby w tym nic dziwnego. Przecież jest twoją opiekunką i nauczycielką, a jednak wśród wszystkich "wzorów", ona jedyna zabroniła Ci znęcania się nade mną. Posłuchałeś? Nie. Gdyby tylko wiedziała..<br />
-Dzieci wstawajcie- rozlega się jej cichy melodyjny głos. Widzi moje łzy i twoją troskę, ale chce zachować pozory. Chce pozwolić mi zapomnieć.- Śniadanie świąteczne już na stole.<br />
-Zaraz przyjdziemy- mówię słabo z ponurym uśmiechem. Śmiech przez łzy, bo nie zdążyłam odpowiednio się przygotować. Schować...<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<i>Oddając pałeczkę<strike> pierwszeństwa</strike>- Błękit Nieba</i></div>
Mógłbym leżeć z nią całe wieki. Nie jestem pewien czy aby na pewno dobrze to świadczy. Zaczynam powoli tracić wizję naszej przyjaźni. Delikatnie nachylam się nad jej twarzą i składam delikatny pocałunek. Reaguje od razu oddając pieszczotę. Cóż może nie powinienem, a jednak coraz bardziej mi się to podoba.<br />
Moja dłoń powoli głaszcze jej włosy, a oddech staje się przyśpieszony. Nagle Ada odpycha mnie od siebie i gwałtownie ucieka w stronę drzwi. W jej oczach ponownie lśnią łzy. Wellinger ty idioto coś ty zrobił?! Jak najszybciej podążam w kierunku zniknięcia dziewczyny. Dość szybko orientuje się, że przekręciła kluczyk w zamku. Puk, puk...<br />
-Ada otwórz proszę. Nie chciałem- stwierdzam cicho stojąc tuż przy drzwiach. Odpowiada mi głucha cisza. Puk, puk... Zero reakcji. Zero oznak życia.<br />
-Adrianna ty chyba nie chcesz zrobić czegoś głupiego- drę się na całe gardło gdy tylko do głowy przychodzi mi myśl o jej próbie samobójstwa. Nie może tego zrobić! Nie przeze mnie! To moja przyjaciółka, nie pozwolę!<br />
-Andreas co się dzieje!- woła wychylająca się z kuchni dość zdenerwowana mama. Dlaczego tu jesteś? Bez twoich pytań, byłoby prościej mamo!<br />
-Nic, po prostu..- przerywam, bo zabrakło mi słów. Co mam powiedzieć? Że ją pocałowałem i uciekła?<br />
-Po prostu?- dociekliwa osobowość mamy nie pozwala na zastanowienie się jak wybrnąć.<br />
-Po prostu... pocałowałem ją.. znaczy Adę i no ..ona ...ten no... schowała się- jąkam się niczym pięciolatek. Na twarzy mojej mamy wpływa niesamowita złość. Czuję, że nie będzie miło. Zalega cisza, porównując to taka "cisza przed burzą".<br />
-Zwariowałeś! Wiesz co ona przeżyła wczoraj?!- głośny krzyk rozbrzmiewa w korytarzu. I po co ona <b>mi</b> to przypomina?! I po co ona <b>jej </b>to przypomina?!<br />
-Jak mógłbym zapomnieć! I co to ma wspólnego z aktualną sytuacją?<br />
-I ty mi tu jeszcze sarkasz?! Zafundowałeś jej powrót do wczoraj! Nachalne całowanie jej to nie klucz Andi! Ani do przyjaźni ani do miłości! Zwłaszcza w takich okolicznościach!- Andreas ty głąbie niepospolity!<br />
----------------<br />
Przepraszam, że mnie nie było. Teraz postaram się włączyć w "blogowy świat" wraz z nowymi rozdziałami u was zacznę komentować. Mam nadzieję, że się nie obrazicie.<br />
Zachęcam do komentowania powyższego rozdziału :)<br />
Liliana Wellinger<br />
Ps.Andreas musi wyzdrowieć po dzisiejszym. Liczę, że nic mu się nie stało. Trzymajmy za niego kciuki :)Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/08749005550557654007noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-342248862433352839.post-2536722917602473882014-09-13T11:35:00.000+02:002014-09-14T12:27:21.699+02:00Odcinek 5Jestem na Ciebie zła Andreas. Kolejny raz. Kolejny... Wciąż nie mogę uwierzyć, że się odważyłeś to zrobić!<br />
Nie spytałeś mnie o zdanie! Tak po prostu zabrałeś mnie do siebie! Nie masz prawa mnie tu trzymać! A jednak kluczyk znajduje się po drugiej stronie drzwi i skutecznie blokuje próby wydostania się z pokoju. Z każdą chwilą znajduję w sobie coraz większe pokłady złości w stosunku do Ciebie. Jak Cię kocham tak mocno Cię nienawidzę. Słyszę jak przekręcasz wspomniany kluczyk, a twoja głowa wsuwa się przez uchylone drzwi. Jeśli spodziewałeś się mnie zobaczyć zapłakaną tuż przy oknie, to trafiłeś w dziesiątkę.<br />
-Jesteś na mnie zła?- pytasz niewinnie nadal stojąc oparty o framugę. Nie widzę twojej twarzy, a ty mojej. Może się uśmiechasz i drwisz, a może to ty jesteś zły? Nie mam siły się odwrócić ani odpowiedzieć. Za bardzo mnie ranisz Andreas nie widzisz? A może mam racje? Może ty kpisz sobie ze mnie, tak jak wtedy to zaprezentowałeś. To przez Ciebie zakończyłam karierę w skokach.<br />
-Ty płaczesz?!- wykrzykujesz zszokowany. A może zniesmaczony? Podbiegasz do mnie szybko zasłaniając mi dotychczasowy szklany widok ulicy. Próbuje wyrwać się z twojego uścisku. Nie mogę.<br />
-Przestań płakać- szepczesz wprost do mojego ucha, jednocześnie przyciskając mnie do zimnej ściany. Czujesz chłód przenikający moje plecy i gorąc parzący mój brzuch. Nagle twoje usta znajdują moje. Odruchowo oddaje twój zachłanny pocałunek. Nie powinnam. Resztkami silnej woli odpycham Cię od swojego ciała. Patrzysz na mnie zdezorientowany. No tak, przecież Andreasowi Wellinger się nie odmawia!<br />
-Skończyłeś już? Pobawiłeś się? Kolejny raz wygrałeś!- krzyczę prosto w twoją twarz. Nie wiesz o co mi chodzi. Chwila może dwie i jestem pewne, że wpadniesz na właściwą odpowiedź. Postanawiam dać Ci jasne wytyczne i mam nadzieje, że znajdę się w końcu w swoim łóżku.- Odwieź mnie do domu, do mojego domu!<br />
-Ale Ada!- irytacja przepełnia twój wzrok. Popełniałam błąd zagłębiając się odcień twoich oczu. Tyle razy uciekałam przed tym, a teraz złamałam swoją silną wolę.-To co przed chwilą się stało nie było przeze mnie planowane! Ada.. Adrianna! Ja na prawdę żałuje tego co ... co kiedyś... było.. co zrobiłem... i nie .. nie chce powielać tych samych błędów... Proszę spróbujmy! Są święta do cholery! Nie pozwalam Ci być samej!- doganiają mnie twoje słowa. Twój kalejdoskop uczuć. Nie jestem tobą. Ruszam w kierunku drzwi szybko biorąc torbę z korytarza. Buty. Kurtka. Szalik. Czapka. Rękawiczki. I mój szaleńczy bieg. Dzięki Bogu za moją kondycję! Doganiasz mnie, a jednak los czasami mi sprzyja. Tuż obok stoi taksówka. Biorąc pod uwagę moje prośby o szybki odjazd i twój brak zimowego ubrania wygrałam ten "pojedynek". Tylko, że ty wiesz gdzie mnie znajdziesz. O ile mam się z kimś założyć? Wpadasz do mieszkania zrywając ciuchy z haczyków, zamykasz drzwi i rzucasz się po schodach w dół. Dopadasz zaparkowany samochód i z prędkością błyskawicy kierujesz się na Elsasser Straße*. Tylko jest jedno "ale". Mnie tam nie będzie...<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<i> Błękit Nieba wkracza do akcji</i></div>
Jestem kretynem. Jestem idiotą. Jestem kretynem. Jestem idiotą. Jak mogłem na to pozwolić? Znów! Jestem kretynem. Jestem idiotą. Gdzie są te pieprzone kluczyki?! Co za idiota je tu położył? A tak! To ja! Muszę się pośpieszyć jeśli chcę ją dogonić! Kurwa! Co robią tu te koty?! Wiedziałem, że ta cała pani Bachmann mnie nie lubi, ale żeby 5 kotów wystawiać na schody! Szczyt wredności! Jeszcze Ada mi ucieka! I co tu zrobić?! -Auaa! Moja noga!- wydzieram się gdy jeden z futrzaków wgryza się w moją kończynę, i po jakiego chu.. tam kroczyłem! -Nie drzyj się tak młodzieńcze- opieprza mnie owa właścicielka kotów. Zaraz poleje się krew. Tych kotów oczywiście, bo moja już dawno leci!-Niech pani weźmie stąd te durne koty!- rzucam z wściekłością w jej stronę. Odpowiada mi śmiech! Nie wierzę! Co za baba!<br />
-Oj Andi Andi co z Ciebie wyrośnie?- zdegustowany ton głosu mojej mamy uświadamia mi o jej obecności. I po co ona się tu pojawiła Ja rozumiem. Wigilia. Święta. Rodzina. I tym podobne, ale Ada mi zupełnie zniknie!<br />
-Mamo przegoń te koty ja muszę iść!- rzucam szybko, ale nie widzę aby moje słowa odniosły jakikolwiek skutek.- Proszęęę- przeciągam słodko wyraz. Zwykle mama ustępowała mi pod wpływem takiej metody. Pech to pech. Zamiast pozwolenia spotykam się z surowym spojrzeniem i miną "wracaj do mieszkania, porozmawiamy sobie". Znaczy poprawką miną zwiastującą tą "miłą" rozmowę.<br />
-Kochanie mam już wszystkie nasze rzeczy. Dlaczego nie wejdziemy do mieszkania? - pyta zdezorientowany ojciec ciągają ze sobą jeszcze kilka toreb. Widok przekomiczny, a jednak mam ochotę wyć ze złości i żalu.<br />
-Proszę- rzucam otwierając ponownie drzwi.<br />
-Dzisiaj Wigilia synku. Postanowiliśmy, że nie będziesz sam tu siedział i przyjechaliśmy- wyjaśnia uśmiechnięty ojciec. W innej sytuacji zastanowiłbym się czy powodem tej radości są odwiedziny czy pozbycie się wszystkich toreb. Nie dzisiaj jednak.<br />
-Świetnie, cieszę się. Ale ja muszę iść po jeszcze jedną osobę!- krzyczę zrozpaczony na całe gardło. Wielkie oczy ze zdumienia zawładnęły twarzami moich rodziców.<br />
-Po kogo?!- pyta zirytowana mama. Jest wściekła. Od wejścia do mieszkania nie miała okazji na wypowiedź więc teraz łatwo mi nie odpuści. Dlaczego ja?!<br />
-Po Adę- szepczę cicho i sam nie wierzę, że to powiedziałem. Przyznaję się do najgłębszej tajemnicy.<br />
-Na co czekasz?! Leć- synchronicznie krzyczą rodzice, a ja jestem już na pierwszych stopniach schodów. Pędem rzucam się ku samochodowi. Na szczęście nie jest zbytnio zaśnieżony! Ona musi być w swoim domu.<br />
<br />
<i>Błękit nieba myli się i jedzie tam gdzie jej nie ma. A ona sama? Nie wie czego jej potrzeba.</i><br />
<i>Oboje zagubieni. On nie potrafiący się zdecydować. Bo w końcu przyjaźń czy coś więcej? Ona bo samotna. Nie potrafiąca akceptować pomocy. A co jeśli przeszkodzić im obu? Co jeśli zdecyduje coś innego? Los miły nie jest. Szykując niespodziankę dla nich wybrał zaskakujący i raniący sposób. Gdyby wiedziała w życiu nie opuściłaby jego domu. Gdyby wiedział nigdy nie pozwoliłby jej na ucieczkę....</i><br />
<i>--------------</i><br />
<i>* </i>Elsasser Straße- przypadkowa ulica niemiecka<br />
Dziękuję za komentarze i waszą obecność! Przepraszam za opóźnienia albo brak mojego odzewu. Nie będę zanudzać dlaczego tak się stało. Zachęcam do komentowania mojej twórczości. To prawda nie odpowiadam na komentarze, chociaż może z którymś rozdziałem zacznę to robić. Czytam jednak wasze opinie i znajduję siłę do dalszej pracy.<br />
Liliana Wellinger<br />
Ps. Założyłam ask'a, więc możecie i tam zadawać pytania :)<br />
<a href="http://ask.fm/Blue_Lili">Klik</a>Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/08749005550557654007noreply@blogger.com9tag:blogger.com,1999:blog-342248862433352839.post-33491388510794467942014-08-17T09:43:00.000+02:002014-09-14T12:27:15.630+02:00Odcinek 4<div style="text-align: center;">
<i>Błękit Oceanu przejmuje pałeczkę, czyli powrót do perspektywy pani A.</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i><br /></i></div>
<div>
Nie miałam ochoty ponownie usłyszeć twojego głosu nad sobą ani poczuć twojej obecności. Po pierwsze dlatego, że wstydziłam się swoich myśli tuż po twoich "całuskach". Po drugie dlatego, że dostałam te "całuski". <strike>Nie</strike> podobało mi się ani trochę gdy twoje wargi dotykały mojej skóry. Ani trochę. Niestety moje prośby nie zostały wysłuchane gdyż następnego dnia punkt 8:30 siedziałeś na szpitalnym stołeczku tuż przy moim łóżku. Próbowałam udawać, że nie wiem co się stało wczoraj. Jakoś udało mi się przebrnąć, ale chyba tylko dlatego, że byłeś zamyślony. Choć nie na tyle by nie rzucać żartami w przestrzeń pokoju. W pewnej chwili przypomniałam sobie oczywistą rzecz.Nie byłeś w szkole! Zadałam Ci pytanie na ten temat. Twoja odpowiedź mnie zdziwiła. Nie to nie możliwe. Musiałeś skłamać. A jednak tak jak wiadomość o śpiączce tak i fakt, że był 19 grudnia to prawda. Nie skłamałeś. Zamiast zastanawiać się nad datą i zbliżającymi się świętami, myślałam nad odpowiedzią na pytanie: "dlaczego nagle jesteś szczery w stosunku do mnie?". Nie znalazłam rozwiązania. Tak jak na pytanie dotyczące całusków jak i twojej nagłej zmiany. Wellinger stawiasz mi tyle znaków zapytania, że powoli zaczynam się gubić. Postanowiłam dać sobie spokój z szukaniem klucza do twojej osoby i ponownie wróciłam do daty. Święta były nieubłaganie blisko. Nic ważnego jak dla mnie. Już nie. Po śmierci moich rodziców dokładnie 25 grudnia, przestałam je obchodzić. W tym roku przypada 2 rocznica. Dzisiaj przypada 2 rocznica. Już 2 lata jestem sama. Dom dziecka oto co mi groziło po wypadku. Na szczęście albo i nieszczęście. Zależy jak na to spojrzeć. Siostra mojej mamy, czyli moja ciocia przygarnęła mnie do siebie. A wraz z rozpoczęciem roku tego roku szkolnego wynajęła mi mieszkanie. Samodzielność oto co mi pozostało. Nie ma więc kłopotu, że nie zdążę zrobić wigilijnej kolacji. Nie zostałam też zaproszona do cioci więc spóźnienie również nie wchodzi w grę. Nie to nie dlatego, że moja ciocia mnie nie lubi. Po prostu jest teraz święcie przekonana, że jestem z swoim chłopakiem u jego rodziców. Ot takie małe kłamstewko wymyślone wczoraj na poczekaniu. Śmiałeś się gdy to usłyszałeś. Ja nie widziałam w tym nic zabawnego. Różnimy się Andreas i to bardzo. Przerywasz moje rozmyślania wchodząc zdecydowanie do pokoju. Czy powinnam Ci wygarnąć, że się puka? Czy coś takiego obowiązuje w szpitalu? Odpuszczam sobie mając nadzieje, że byłeś u lekarza i znasz datę mojego wypisu. Polegam na tobie niczym niewidomy na swoim psie. To również mi się nie podoba. Nie, nie pies i niewidomy, tylko moja zależność. Przecież dopiero co przez moje myśli przewinęło się, że jestem samodzielna!</div>
<div>
-Hej. Możesz wrócić na ziemie?- pytasz patrząc wprost na mnie.<br />
-Nigdy jej nie opuszczałam i jakoś nie chcę. W przeciwieństwie do szpitala. Wiesz może kiedy wyjdę?- pytam Cię z nadzieją. Twoja twarz zmienia się w mgnieniu oka. Z małego uśmieszku przechodzisz w tryb wielkiego. Dopiero teraz też zauważam twój nowy styl "uczesania". Andreas latasz do fryzjera jak baba. Nie mogąc się powstrzymać również uśmiecham się szeroko. Odbierasz to chyba za co innego, bo twoje oczy zaczynają bardziej błyszczeć. Te Wellinger bo jeszcze zemdlejesz z tej radości!</div>
<div>
-Dzisiaj- rzucasz podekscytowany. Mój uśmiech znika. Dzisiaj. Świetnie. Marzyłam o tym odkąd się obudziłam, ale dlaczego dzisiaj!- Coś nie tak- pytasz szybko, a twój uśmiech też gdzieś ulatuje.<br />
-Nie wszystko jest ok. Po prostu jestem zaskoczona- wyjaśniam Ci szybko, abyś nie zagłębiał się bardziej w szczegóły. </div>
<div>
-Ubieraj się- mówisz stanowczo wyciągając torbę spod łóżka. Że co?!</div>
<div>
-Eee a te kabelki? A poza tym przy tobie? Chyba Cię porąbało Welli - syczę w twoją stronę z lekko zmrużonymi oczami. Odsuwasz się natychmiast. Dopiero teraz widzę jak byłeś blisko. </div>
<div>
-Zawołam pielęgniarkę- oznajmiasz cicho i wychodzisz jak oparzony. Nie widziałam twojej twarzy, ale wydaje mi się, że malował się na niej strach. Boisz się mnie? Andreas jeszcze kilka miesięcy temu udusiłabym się ze śmiechu na takie stwierdzenie, a teraz uważam, że jest prawdziwe w stu procentach.<br />
Po chwili do sali wpada pielęgniarka. Od razu rzuca się w moją stronę. A więc tak smakuje odzyskana wolność..<br />
--------------------------<br />
Dziękuję za wszystkie odwiedziny i komentarze! :) Pod koniec września wracam do Polski, więc z przyjemnością nadrobię komentarze u was!<br />
Lili Wellinger<br />
Ps.Czerwona informacja po lewej stronie na razie się nie przydaje, jednak późniejsze rozdziały mają jej zadziwiająco dużo :*<br />
<br />
<br />
<br /></div>
<div>
<br /></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/08749005550557654007noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-342248862433352839.post-32209447310791503502014-07-29T21:18:00.002+02:002014-09-14T12:27:09.933+02:00Odcinek 3Nie rozumiem twojego zachowania. Co miało znaczyć "nie chcę być twoim znajomym". Andreas ty pieprzony idioto rozbudzasz we mnie nadzieje! Czuje twoje usta całujące mnie w czoło, a potem w nos. Andreas jak nie przestaniesz to zaraz wstanę i krzyknę, że Cię kocham. Może usłyszę, że ty mnie też? Odsuwasz się i rzucasz "Chcę być twoim przyjacielem czy ty tego nie widzisz?". Mam ochotę zapaść się pod ziemie. Jak mogłam w ogóle pomyśleć, że ty i ja. Niedorzeczność. Wychodzisz zostawiając mnie z poczuciem zażenowania. Próbuje zniszczyć to uczucie, poprzez sen. Tylko czy ja teraz zasnę?...<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<i> A teraz w roli głównej Błękit Nieba, czyli z perspektywy Andreasa Wellinger</i></div>
<br />
Coraz bardziej zaplątuje się w tej grze. Nie powinien dzisiaj jej całować. A jeśli ona coś poczuła? Moje dziecinne zachowanie w stosunku do niej zaczyna mnie denerwować. Nie rozumiem sam siebie, a co pomyśli sobie ona?! Który z chłopaków płacze nad dziewczyną, której w dodatku proponuje przyjaźń? Gra rozpoczęła się dosyć dawno. Kiedy jeszcze oboje byliśmy maluchami biegającymi zdrowo po ogródku. Byliśmy przyjaciółmi od pierwszej pogawędki naszych mam. Później ciągnęliśmy do siebie jak magnesy. Gdy poszliśmy do szkół kontakt nieco się zmienił. Wszystko dla tego, że ona poszła do prywatnej placówki kształcącej już od małego w stronę muzyczną. Ja zostałem podopiecznym zwykłej podstawówki, gdzie nauka nie przyjmowała konkretnego kierunku poza wyznaczonym przez państwo. Pojawiła się wtedy nowa możliwość i nowa pasja. Skoki narciarskie to coś na co czekałem każdego roku. Nowo powstający klub w Ruhpolding pochłonął moje życie niemal całkowicie. Nie myślałem już o niczym innym niż skoki. Liczyły się tylko treningi. Zapomniałem o niej. Albo to ona zapomniała o mnie. Nie ważne. Tu chodzi o brak głupiej rozmowy na poczekaniu. Jej już nie było dla mnie, a mnie dla niej. Gdy kończyłem gimnazjum postanowiłem wybrać liceum sportowe. Niby nic a tak wiele. Moje skoki były jednymi z najlepszych jakie w życiu oddawałem. Trener chwalił mnie każdego dnia. Dziwnym trafem ona porzuciła muzykę. Jakie było moje zdziwienie gdy zobaczyłem ją na schodach pierwszego dnia szkoły. Nie. Nie nastąpiła ‘renowacja’ przyjaźni, jeśli w ogóle coś takiego ma prawo istnieć. Te kilka lat naszej rozłąki spowodowały kompletny brak zainteresowania. Owszem patrzyłem na nią czasami, ale tylko czasami. Bardziej interesowały mnie skoki. Znajomi z klasy podziwiali moje osiągnięcia (zdążyłem już zebrać kilka w tamtym czasie), ale po cichu uważali mnie za lekko stukniętego. Bo przecież w wieku 16 lat powinienem latać za dziewczynami, a nie w powietrzu. Może i tak. Ale nie lubię stereotypów. Nie przejmowałem się więc ich uwagami, których nawiasem mówiąc nigdy nie powiedzieli mi prosto w twarz. Gdy trener powołał mnie do kadry narodowej, cała szkoła oszalała na moim punkcie. Dosłownie. Gdy pojawiłem się w szkole po pierwszych konkursach wszyscy bili brawo, gratulowali i prosili o autograf. Co za ironia, bo w tamtym czasie nie chciałem niczego poza sukcesami. Sławę wolałbym wyrzucić, choć nie powiem czasami jest miłym uczuciem. Ona również wpadła w szał kibicowania mi. Nie obchodziło mnie to zbytnio. Chociaż gdzieś w głębi serca czułem przyjemne łaskotanie. Brało się ono z świadomości, że nawet taka dziewczyna jak ona, nie oprze się moim zdobyczom. Po moim pierwszym prawdziwym sezonie czułem się dowartościowany w stu procentach. Zaczynało mnie jednak męczyć zainteresowanie moją osobą. Tak jak nie chciałem go na początku tak i na końcu. Starałem się więc cierpliwie spełniać prośby fanów, ignorując jednak tych bardziej natarczywych. W wolnej chwili odpoczywałem spokojnie nie przerywając treningów. Po jakimś czasie zacząłem zwracać większą uwagę na dziewczyny. Powoli wkręcałem się w temat i po miesiącu miałem spory bagaż doświadczenia. Cieszyło mnie to coraz bardziej, ale jednak gdy przyszło rozpoczęcie Letniego Grand Prix moje podboje miłosne zostały zepchnięte na dalszy plan. Wygrałem cały turniej. Tyle w temacie. Wracając po wakacjach do szkoły miałem już ułożony terminarz wyjazdów na najbliższe pół roku. Dowiedziałem się, że nie jestem sam. Bowiem jedna z uczennic szkoły również miała bogaty plan. To ona była tą dziewczyną. Moja mina gdy o tym usłyszałem świadczyła o głębokim szoku. Nie podejrzewałbym jej nigdy o skakanie. A jednak zapisała się już w tamtym roku do klubu skoczkiń narciarskich. Jej kariera zaczęła nabierać tępa. Było zupełnie tak jak w moim przypadku, tylko, że ja straciłem zainteresowanie fanów, a ona je zyskała. Została nawet Miss Szkoły. Nie twierdzę, że to przez tylko uprawioną dyscyplinę, bo urody jej nie brakowało (i nadal nie brakuje). W szkole było wiele osób mających większe i mniejsze osiągnięcia, nikt jednak (oprócz niej i mnie) nie startował w skokach narciarskich. Znienawidziłem jej za to, a pewnego dnia posunąłem się o wiele za daleko. I wtedy do mnie dotarło co się działo przez trzy miesiące od rozpoczęcie roku szkolnego. Przypomniałem sobie jak było kiedyś. Przed szkołą i natychmiast pożałowałem swoich czynów. Wyrzuty sumienia zaczęły zjadać mnie od środka. Postanowiłem, że ją przeproszę i wszystko naprawię. Nie udało się, wręcz przeciwnie. Upadła tracąc przytomność i „opuszczając życie” na miesiąc. Siedziałem przy niej codziennie powtarzając ciągle aby mi kiedyś wybaczyła. Kilkakrotnie odważyłem się ją pogłaskać po dłoniach, policzkach. I spodobało mi się to. Czułem jednak wstręt do siebie. Za to co jej zrobiłem i za to, że pozwalam sobie na o wiele za dużo. Wczoraj nareszcie się obudziła. Radość jaka przepełniła moje serce gdy zobaczyłem jak otwiera oczy, a zaraz potem je zamyka była nie do opisania. Coś jednak we mnie drgnęło, a łzy zebrały się w oczach. Płakałem! Pierwszy raz w życiu płakałem. Wiedziałem co muszę jej powiedzieć. <br />
-------------------------------------------<br />
<i>Witam :)</i><br />
<i>Moja pierwsza adnotacja. A więc co ja mam wam powiedzieć? Dziękuję! Wielkie dziękuję :) Zostawiajcie adresy swoich blogów bo jak wrócę do Polski to na pewno je odnajdę i skomentuję :* Na razie je tylko czytam. Śmiało mogę stwierdzić, że wszystkie są wspaniałe ;) Do następnego ;)</i><br />
<i>Lili </i>Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/08749005550557654007noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-342248862433352839.post-88317605404710459862014-07-11T20:51:00.000+02:002014-09-14T12:27:03.515+02:00Odcinek 2Czyli to prawda. Nie kłamałeś. Miesiąc. Miesiąc w śpiączce. Jeden niewinny ruch. Moja głupota.<br />
-Wybacz mi proszę Cię- Znów włączasz swoją śpiewkę. Nie powiedziałam już, że Ci wybaczyłam?<br />
-Andreas, ale co?- rzucam lekko poirytowana. Może nie powinnam, ale inaczej nie mogę. Nie kontroluje swoich emocji.<br />
-Za wszystko, za przeszłość.<br />
-Wybaczyłam Ci ją! Przestań wracać do tego. Nie rozumiesz, że chcę zapomnieć? Powinieneś się domyślić, że każde twoje proszę, to mój powrót do wspomnień. A może robisz to specjalnie? Wróciłeś do poprzedniego nastawienia, albo nie, w ogóle nigdy się od niego nie oderwałeś!- krzyczę w twoim kierunku jednocześnie próbując zatrzymać łzy. Niestety daremna próba. Rozpłakałam się na dobre. A ty? Patrzysz na mnie zdziwiony i urażony. Próbuje dosięgnąć ręką oczu i wytrzeć łzy, ale niestety nie kabelki skutecznie blokują mi tą czynność. Orientujesz się o co chodzi i podchodzisz bliżej mojego łóżka. Wyciągasz dłoń i delikatnie ścierasz wciąż lecącą bezbarwną ciecz. Podoba mi się twój dotyk, ale nie mogę się przyzwyczajać. Andreasie nie wiesz jak bardzo mnie teraz ranisz.<br />
-Nie płacz i wysłuchaj mnie. Chciałbym Ci wszystko wynagrodzić. To jaki byłem dla Ciebie i to co się stało. Wtedy gdy upadałaś tak bardzo się bałem, że nie będę mógł już tego zrobić. Mam ogromne wyrzuty sumienia, a to że tu jesteś mocno je potęguje. Mogłem Cię złapać. Niepotrzebnie też Cię przytulałem. Chciałbym być na zerowej karcie, nic nie mieć na koncie w stosunku do Ciebie. Tyle się wydarzyło z moim udziałem w twoim życiu, niestety nie było, żadnych pozytywów- słucham Cię ze spokojem, mój smutek gdzieś sobie poszedł. Chciałabym Ci powiedzieć jak bardzo Cię kocham. To prawda co mówisz, przynajmniej to, że nie było pozytywów, a jednak gdzieś tam potrafiłam przywiązać się do Ciebie. Ale ty chyba nie masz teraz w planach niczego nic więcej niż przyjaźń.<br />
-Andreas ja.. Daje Ci wolną kartę. Zapomnij. Zapomnę też ja. Najlepiej będzie jak zostaniemy tylko znajomymi ze szkoły- mówię z wzrokiem wbitym w sufit. Znów nie wiem jaka jest twoja reakcja, ale prawda jest taka, że znów nie mam ochoty na twoje błękitne spojrzenie. Jakiekolwiek by było. Wydaje mi się, że coś mówisz, ale za cicho bym rozróżniła słowa. Może mi się wydawało. Nagle moje powieki same się zamykają. Mówisz coś głośniej i słyszę szuranie krzesełka. Po chwili do sali wpadają dwie osoby.<br />
-Spokojnie twoja dziewczyna tylko zasnęła nic jej nie grozi. Jest wyczerpana w końcu ten miesiąc był dla niej bezowocnym czasem- ktoś stwierdza. Zapewne jakaś pielęgniarka, bo nie odnotowałam to żadnej pani Doktor. Zastanawia mnie fakt, dlaczego zostałam twoją "dziewczyną" , a ty nie zaprotestowałeś słysząc te słowa. I chyba nie zupełnie zmorzył mnie sen, bo skoro wiem i słyszę co się wokół mnie dzieje, to jakieś resztki mojej świadomości nadal są aktywne, nie prawda? A może to wszystko to sen?<br />
-Nie chcę być twoim znajomym- mówisz, co niemal doprowadza mnie do ujawnienia swojej wiedzy. Powstrzymuje się jednak czując twoją dłoni sunącą po mojej ręce. Twój oddech nad moją twarzą. Wellinger do cholery co ty robisz?!Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/08749005550557654007noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-342248862433352839.post-73242356469370261692014-07-01T16:21:00.000+02:002014-09-14T12:26:56.768+02:00Odcinek 1 Zwariowałam! Rozważam zgodę! Nie mogę tego zrobić. Nie po tym wszystkim. Za dużo się stało Andreas.<br />
-Andreas... Ja nie mogę.. Ja nie umiem- dukam cicho w twoim kierunku. Nie widzę twojej reakcji, mój wzrok utkwiony jest w drzwiach szkoły. Nic ciekawego, ale wolę ich nudę niż twój błękit nieba w spojrzeniu. Gdybyś wiedział ile dla mnie znaczysz, po mimo tego wszystkiego. Po mimo.<br />
-Jasne, rozumiem. To cześć-odchodzisz i znów zostaje sama. Chciałabym Cię zatrzymać, ale gdzieś w środku pulsuje ból za to co kiedyś zrobiłeś. Powinnam Ci wybaczyć. I to zrobiłam. Ale nie zapomnę nigdy.<br />
Podążam twoim śladem i kieruje się w stronę szkolnych drzwi. Oboje zmniejszamy odległość od nich z każdym krokiem. Moje są szybsze więc gdy pokonujesz pierwszy stopień schodów niemalże dobijam twarzą do twoich pleców. Na szczęście nie poczułeś mojej "bliskości". A może mi się wydawało, bo gdy stajesz przed samymi drzwiami nagle odwracasz się do mnie przodem i łapiesz za ramiona. Przytulasz mnie do siebie i szepczesz do ucha ciche "Proszę, wybacz mi. Chcę być twoim przyjacielem, nie wrogiem. Wiem, że .." przerywam Ci odsuwając się jak najdalej to możliwe. Niestety zapomniałam o oczywistości. Jesteśmy na schodach, cofając się nie wyczuwam więc gruntu i automatycznie tracę równowagę. Upadam na chłodny beton zbierając okładkę po plecach od dwóch wcześniejszych stopni. Moja świadomość odbiera jeszcze twój zrozpaczony krzyk, a potem zatapia się w pustkę nicości. Nie jestem już w stanie nic powiedzieć, moje oczy widzą ciemność, nic nie czuje ani nie słyszę...<br />
Pierwsze spojrzenie i jeden obraz. Szybko zamykam z powrotem oczy i zagłębiam się w pytanie. Gdzie ja jestem? Białe ściany, białe szafki, białe łóżko i dużo kabelków. Coś mi to przypomina. Może jak wytężę pamięć uda mi się rozpoznać gdzie leże. Zanim jednak mogę pogrzebać w zakamarkach umysłu, słyszę twój szept. I wszystko już wiem. Jestem w szpitalu. Po upadku! Gdy mnie przytulałeś... O nie co ja zrobiłam? Jak mogłam być taka głupia? Podczas gdy ja bezustannie zadaje sobie te pytania, ty nadal szepczesz. I wciąż to samo i wciąż " Wybacz proszę, błagam wybacz". Zacięta płyta, ciągle to samo i to samo. Muszę Cię z tego zwolnić.<br />
-Dawno Ci wybaczyłam, a to dzisiejsze tego nie wymaga- mruczę cicho otwierając oczy. Znów biel napływa na mnie z wszystkich stron, ale gdy tylko odwracam głowę dostrzegam twoją postać. Przestajesz powtarzać o wybaczeniu i ocierasz szybko oczy. Zastanawia mnie co w nich było skoro chcesz to przede mną kryć. Łzy? To niedorzeczne, nie płakałbyś nade mną. Nawet z poczucia winy.<br />
-Nareszcie się obudziłaś- słyszę twój dławiący głos. Nie to nie może być prawda. Nie chcę widzieć twojej łzy. To złudzenie. Andreasie Wellinger chłopaki nie płaczą. Na pewno nie nade mną, zwłaszcza nade mną<br />
-Ile?- cicho rzucam. Już wiem, że to nie dzisiaj spadłam.<br />
-Miesiąc- odpowiadasz cicho, niemalże niesłyszalnie. Z mojego gardła wydobywa się zduszony krzyk. Miesiąc?! Nie wierzę, nie mogę tu leżeć aż tyle czasu!Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/08749005550557654007noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-342248862433352839.post-10849308372246670792014-04-11T18:54:00.000+02:002014-07-01T13:11:54.201+02:00Prolog <div style="text-align: justify;">Czy ty wiesz,że moje myśli krążą wokół Ciebie? Czy wiesz? Jestem pewna, że nie. Ta pewność, bierze się z mojej nieśmiałości w stosunku do Ciebie. Powtarzam w kółko twoje imię w myślach i zastanawiam się co przyciąga mnie do twojej osoby? Mija dwudziesta. Nastaje ciemność. A ja wciąż myślę i myślę. Analizuje twój uśmiech, twoją twarz. Przypominam sobie twoje gesty i słowa. Śmieje się sama do siebie, spadając w otchłań wyobraźni. Mija północ, a ja wyobrażam sobie siebie samą w twoich ramionach. Silnych, umięśnionych. W których mogę czuć się bezpieczna. Nie mam prawa tak myśleć! A jednak mija pierwsza godzina i wciąż jestem z tobą. I wciąż i wciąż wracam do twoich ramion. Dostaję od Ciebie kwiat. Lilia. Moja ulubiona. Biała. Wiedziałeś. Mogłeś wiedzieć, przecież to moja bajka. Wybija druga. Zmieniamy miejsce. Park. Drzewa. Ptaki. Dorośli. Dzieci. Ktoś głośno się śmieje, inny woła swojego psa. Dzieci piszczą goniąc się wzajemnie. Świat promienieje. I my promieniejmy. Udziela się nam leśna atmosfera. Śmiejemy się radośnie. Trzecia w nocy zaznacza swoją bytność, a my idziemy na lody. Podrygujemy w rytm chwytliwej piosenki reklamowej. Oboje nie znamy słów utworu, tym bardziej ich znaczenia. Liczy się melodia. Moje zwinne kroki omijające kamienie leżące na ścieżce, twoje silne ręce ciągnące mnie ku tobie. Ah mogłabym tak trwać już na zawsze. Niestety czwarta już przyszła, a wraz z nią nasze umorusane twarze. Delikatnie ścierasz mi czekoladowy ślad opuszkiem jednego z palców. Twój dotyk wywiera we mnie skrajne uczucia. Chciałabym abyś już nie zabierał dłoni z mojej twarzy nigdy. Nawet jeśli robisz to tylko po to aby odgarnąć niesforny kosmyk z mojego czoła, zasłaniający oceanowy błękit moich oczu. Już piąta. Dziesięć godzin marzeń o tobie i ani jednej minuty snu. Została mi już nie cała godzina. Mogłabym zanurzyć się w krainę błogiego odpoczynku, a jednak poświęcam minuty na spacer z tobą. Odprowadzasz mnie pod same drzwi mojego domu. Całujesz na pożegnanie w czoło. Puszczasz moją rękę i odchodzisz. Chcę Cię zatrzymać! Nie mogę. Wybija szósta. Muszę wstać, zmyć nieprzespaną noc z twarzy, uczesać włosy, zmienić piżamę na strój codzienny i zjeść śniadanie. Punkt siódma jestem gotowa do wyjścia. Przemierzam szare uliczki, trafiając do kremowego budynku. Szkoła. Znów. Tak jak wczoraj. Przedwczoraj. Tydzień temu. Dwa. Trzy. Ty również tu trafiasz. Nadchodzisz z przeciwnej ulicy. Dostrzegasz mnie. Wołasz. Przystaje, czekam aż mnie dogonisz. Przechodzisz przez bramę z niewiarygodną szybkością. O co tym razem Ci chodzi? Chcesz odpisać zadanie? A może kolejny raz obrazić? Spodziewam się najgorszego, a ty jak niby nigdy nic stajesz przede mną i mówisz o przeprosinach i wspólnym wyjściu do kina. Nie zauważasz mojego zmęczenia, tuszowanego przez cienie i podkłady. Komplementujesz kwitnący wygląd, wesołe iskierki w oczach. Co mam Ci odpowiedzieć? Serce podpowiada zgodę, rozum jej przeciwieństwo. Dlaczego to takie trudne Andreasie Wellinger? </div>Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/08749005550557654007noreply@blogger.com3